Znałam kucharza, który pisał menu obiadowe na osobnej kartce dla „państwa” i dla służby. Menu składało się z identycznych potraw robionych w tym samym garnku, ale nazywały się inaczej. I tak zupa pomidorowa dla „państwa” nazywała się „fumśe de tomates”, a dla służby po prostu „zupa pomidorowa”. Obie zupy niczym się nie różniły. Proponuję zatem odmiany zup jarzynowych nazywać pompatycznie. Chcę napisać o bardzo smacznej zupie noszącej wspaniałą nazwę „potage Crecy”. Skąd ta nazwa? Czy rzeczywiście zupa powstała w miejscowości złowróżbnej dla Francuzów, gdyż tu właśnie dostali słynne wciery od Anglików w Wojnie Stuletniej? To już pozostanie na zawsze niewyjaśnione. Ale oto sama zupa: Taką samą ilość marchewki, kartofli i połowę tego pietruszki krajemy w drobne kawałeczki i gotujemy przez dwie godziny. Przecieramy cebulę w takiej samej ilości jak pietruszka, dusimy pokrajaną na maśle, nie rumieniąc i dodajemy do przetartej zupy. Podajemy w wazie, zalewając zupą grzanki dobrze przyrumienione na maśle.