Jeżeli będziecie mieli mi za złe wyciąganie starych historii, to Wam odpowiem: są dla mnie ładne i pouczające. Szkoda, że zanikły, choć trudno w naszym klimacie wymagać, aby w lutym czy na początku marca bawić się na ulicy. Jedyny prawdziwie wielki raut, jaki się w tych dniach odbywa, to kolejki po pączki. Szczególnie elegancki ogonek stoi w Warszawie przed sklepem Bliklego. 60 deka mąki ze szklanicą mleka, 5 deka drożdży,7 deka cukru, 6 sztuk gorzkich migdałów, skórką cytrynową, 8 żółtek, 2 całe jaja.Drożdże rozrobić w mleku z łyżką cukru 1 kilkoma łyżkami mąki, postawić aż urosną. Utrzeć żółtka i jajka z cukrem i masłem na pianę. Wlać do drożdży. Dodać mąkę, szczyptę soli, kieliszek araku lub rumu, utarte migdały i skórkę otartą z pomarańczy lub cytryny. Wszystko dobrze wyrobić, a kiedy wyrośnie, formować małe pączki ręką umaczaną w mące. Nadziewać konfiturą z róży. W tym cały sęk. Trzeba mieć tę konfiturę pod ręką. Ostatecznie mogą być i konfitury z wiśni.